- Kochanie, bądź dzielna... - szept taty dobiegał jakby zza zasłony, już nie widziałam nic - mrok pochłonął światło świec, moich rodziców, pochłonął także mnie.
- Pamiętaj, że... - słowa mamy były ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam.
***
- Nie, przestań, chcę spać... - wymruczałam, ale nadal byłam szturchana. Ktoś coś do mnie mówił, ale nie rozróżniałam słów. Westchnęłam więc i otworzyłam oczy, ale nic się nie zmieniło; nadal otaczała mnie ciemność, nadal byłam trącana... i nadal miałam wrażenie, że ktoś uporczywie się na mnie patrzy.
- A więc witam cię, Córko.
Rozejrzałam się dookoła, jednak wokół mnie, nade mną oraz pode mną była nieprzeniknięta czerń.
- Zastanawiasz się pewnie, co się dzieje.
Już miałam na końcu języka przemiłe "No, co ty nie powiesz!", kiedy głos mi przerwał:
- Nie, nic nie mów. Moim obowiązkiem jest wyjaśnienie ci niektórych spraw, proszę więc, nie utrudniaj mi tego. - Przerwał na chwilę, sprawdzając, czy powiem coś, ja jednak milczałam. Najprawdopodobniej usatysfakcjonowany, ciągnął dalej.
- Nie powinno cię interesować, kim jestem. Nie musisz wiedzieć, jak to się stało, że jesteś teraz tutaj, słyszysz mnie, ale czujesz swoje ciało. Nie jest ci potrzebne do szczęścia wiedzieć, co się teraz dzieje z osobami, których mylnie nazywasz rodzicami ani gdzie się oni znajdują. Ponadto, gratuluję ci - spotkał cię wielki zaszczyt bycia moją Córką. Mam nadzieję, że się cieszysz, a jeśli nie, cóż, myślę, że to przyjdzie z czasem. Masz coś może do dodania?
- Można powiedzieć, że mam nieco inne zdanie, niż ty - byłam z siebie dumna, że utrzymałam nerwy na wodzy.
- A więc - w tym momencie przerwał, bo w ciemności otworzyły się ogromne oczy - z czarną tęczówką i pionową, czerwoną źrenicą. Wyglądały po prostu koszmarnie; jeszcze bardziej koszmarny był śmiech, który właśnie się rozległ i odbił echem w mojej głowie - no po prostu ciary mnie przeszły. Serio.
- Ha, ha, twoja mina jest po prostu świetna. No, ty też będziesz miała takie oczy, złotko.
Skrzywiłam się w duchu, mam piękne, niebieskie oczy i jakoś nie mam ochoty zamieniać ich na tak szkaradną parę.
- Demon - powiedział, zawiesiwszy tajemniczo głos.
- Demon, demon, demon... - zawtórowało mu echo.
- Rodzą się z żądzy, zazdrości, nienawiści, zabójssssstwa... - ostatnią głoskę wręcz wysyczał. Słychać było, że świetnie bawi się tą sytuacją. - ... ale tylko mężczyźni.
- Tylko?
- Niestety, tylko mężczyźni przeżywają metamorfozę. Kobiety najczęściej mają zbyt słabą psychikę... może to genetyczne? - zapytał sam siebie, rozbawiony. Oczy zamknęły się, za to spostrzegłam postać, idącą w moim kierunku.
- Na pewno słyszałaś o walce dobra ze złem, światła z ciemnością...
Postać przybliżała się coraz bardziej, w końcu mogłam dostrzec, że ma krótko ścięte, czarne włosy.
- Witamy Cię w takim razie po ciemnej stronie mocy - zachichotał i spojrzał się na mnie swoimi przerażającymi oczami. - Potrafisz więcej, niż myślisz, Ness.
- To znaczy, że co potrafię? - byłam zaskoczona jego normalnym wyglądem. Oprócz czarnego płaszcza rodem ze średniowiecza nic nie wskazywało na to, że ma więcej niż 40 lat. A ma? - zapytałam sama siebie.
- Zauważyłaś swoje połączenie z ciemnością? - Kiwnęłam głową. - Sama zdecydujesz, jak je będziesz wykorzystywać.
- Przeciwko światłu?
- Istnieją Serafie i Serafinowie, istoty światła. Nasz śmiertelny wróg.
- Wróg? Ale dlaczego? - zapytałam. Nieznajomy zaczął się cofać.
- Niestety, na razie nie mogę ci tego powiedzieć, Córko - uśmiechnął się. Z ulgą zauważyłam, że nie miał wystających kłów. - Obiecaj mi tylko jedną rzecz.
On też się skrzywił i zrobił kilka kroków do tyłu, jakby był zmuszany siłą do cofnięcia się.
- Nie szukaj swoich rodziców. Obiecaj mi to! - wykrzyknął i odskoczył w tył, a po zrobieniu jeszcze jednego kroku nagle zniknął. Stałam w ogarniającym mnie mroku, zastanawiając się nad tym, dlaczego mam nie szukać mamy i taty, kiedy zostałam szturchnięta ponownie. Jęknęłam przeciągle, zamknęłam oczy i postanowiłam, że uparcie będę trwać w swoim śnie.
No chyba, że ktoś zacznie mną potrząsać; niemal słyszałam, jak mi kości grzechoczą.
- No, co!? - wrzasnęłam, nieźle wkurzona. - Człowieku, nie jestem workiem kartofli!
Otworzyłam oczy i ponownie oniemiałam. Wokół mnie stało pięciu chłopaków, na oko w moim wieku. Jeden trzymał mnie w ramionach i byłam pewna (ach, ta moja przenikliwość), że to on był tym potrząsającym.
- Z tym się mogę zgodzić - spojrzał się na mnie swoimi ciemnozielonymi oczami - ale niestety człowiekiem już nie jestem, tak samo jak ty.
Niestety, czując wokół siebie znajomą obecność ciemności, nie mogłam zaprzeczyć. Wzruszyłam więc ramionami, mówiąc coś w stylu: możesz mnie puścić, spoko, jeszcze umiem stać i natychmiast tego pożałowałam. Mrok przed oczami powrócił, ale na ziemię nie upadłam.
- Nie ma co, mieć takich obrońców to skarb - mruknęłam w podziękowaniu, ponieważ podtrzymywała mnie nie tylko jedna para rąk. Kiedy już doszłam do siebie (co trochę zajęło), przedstawili się. Ten, który mnie obudził miał na imię Duncan. Max miał białe włosy, czarne - Ravel. Krótkie, kasztanowe miał Tarko. Jedynym, który miał kręcone włosy był Secry. Ja, dodam, mam proste, rude włosy średniej długości.
- No, to jesteśmy w komplecie - powiedział Max, dokładając drewna do ogniska. Znajdowaliśmy się w lesie, a nocowaliśmy w niewielkiej jaskini. Do dyspozycji mieliśmy koce oraz dużo jedzenia, a niedaleko płynął czysty strumyk. Żyć, nie umierać!
- Co my tu będziemy robić? - zapytałam
- Jak to co? - odparł Duncan - Myślałem, że to oczywiste.
Chłopcy spojrzeli po sobie, rozbawieni.
- A więc - w tym momencie przerwał, bo w ciemności otworzyły się ogromne oczy - z czarną tęczówką i pionową, czerwoną źrenicą. Wyglądały po prostu koszmarnie; jeszcze bardziej koszmarny był śmiech, który właśnie się rozległ i odbił echem w mojej głowie - no po prostu ciary mnie przeszły. Serio.
- Ha, ha, twoja mina jest po prostu świetna. No, ty też będziesz miała takie oczy, złotko.
Skrzywiłam się w duchu, mam piękne, niebieskie oczy i jakoś nie mam ochoty zamieniać ich na tak szkaradną parę.
- Demon - powiedział, zawiesiwszy tajemniczo głos.
- Demon, demon, demon... - zawtórowało mu echo.
- Rodzą się z żądzy, zazdrości, nienawiści, zabójssssstwa... - ostatnią głoskę wręcz wysyczał. Słychać było, że świetnie bawi się tą sytuacją. - ... ale tylko mężczyźni.
- Tylko?
- Niestety, tylko mężczyźni przeżywają metamorfozę. Kobiety najczęściej mają zbyt słabą psychikę... może to genetyczne? - zapytał sam siebie, rozbawiony. Oczy zamknęły się, za to spostrzegłam postać, idącą w moim kierunku.
- Na pewno słyszałaś o walce dobra ze złem, światła z ciemnością...
Postać przybliżała się coraz bardziej, w końcu mogłam dostrzec, że ma krótko ścięte, czarne włosy.
- Witamy Cię w takim razie po ciemnej stronie mocy - zachichotał i spojrzał się na mnie swoimi przerażającymi oczami. - Potrafisz więcej, niż myślisz, Ness.
- To znaczy, że co potrafię? - byłam zaskoczona jego normalnym wyglądem. Oprócz czarnego płaszcza rodem ze średniowiecza nic nie wskazywało na to, że ma więcej niż 40 lat. A ma? - zapytałam sama siebie.
- Zauważyłaś swoje połączenie z ciemnością? - Kiwnęłam głową. - Sama zdecydujesz, jak je będziesz wykorzystywać.
- Przeciwko światłu?
- Istnieją Serafie i Serafinowie, istoty światła. Nasz śmiertelny wróg.
- Wróg? Ale dlaczego? - zapytałam. Nieznajomy zaczął się cofać.
- Niestety, na razie nie mogę ci tego powiedzieć, Córko - uśmiechnął się. Z ulgą zauważyłam, że nie miał wystających kłów. - Obiecaj mi tylko jedną rzecz.
On też się skrzywił i zrobił kilka kroków do tyłu, jakby był zmuszany siłą do cofnięcia się.
- Nie szukaj swoich rodziców. Obiecaj mi to! - wykrzyknął i odskoczył w tył, a po zrobieniu jeszcze jednego kroku nagle zniknął. Stałam w ogarniającym mnie mroku, zastanawiając się nad tym, dlaczego mam nie szukać mamy i taty, kiedy zostałam szturchnięta ponownie. Jęknęłam przeciągle, zamknęłam oczy i postanowiłam, że uparcie będę trwać w swoim śnie.
No chyba, że ktoś zacznie mną potrząsać; niemal słyszałam, jak mi kości grzechoczą.
- No, co!? - wrzasnęłam, nieźle wkurzona. - Człowieku, nie jestem workiem kartofli!
Otworzyłam oczy i ponownie oniemiałam. Wokół mnie stało pięciu chłopaków, na oko w moim wieku. Jeden trzymał mnie w ramionach i byłam pewna (ach, ta moja przenikliwość), że to on był tym potrząsającym.
- Z tym się mogę zgodzić - spojrzał się na mnie swoimi ciemnozielonymi oczami - ale niestety człowiekiem już nie jestem, tak samo jak ty.
Niestety, czując wokół siebie znajomą obecność ciemności, nie mogłam zaprzeczyć. Wzruszyłam więc ramionami, mówiąc coś w stylu: możesz mnie puścić, spoko, jeszcze umiem stać i natychmiast tego pożałowałam. Mrok przed oczami powrócił, ale na ziemię nie upadłam.
- Nie ma co, mieć takich obrońców to skarb - mruknęłam w podziękowaniu, ponieważ podtrzymywała mnie nie tylko jedna para rąk. Kiedy już doszłam do siebie (co trochę zajęło), przedstawili się. Ten, który mnie obudził miał na imię Duncan. Max miał białe włosy, czarne - Ravel. Krótkie, kasztanowe miał Tarko. Jedynym, który miał kręcone włosy był Secry. Ja, dodam, mam proste, rude włosy średniej długości.
- No, to jesteśmy w komplecie - powiedział Max, dokładając drewna do ogniska. Znajdowaliśmy się w lesie, a nocowaliśmy w niewielkiej jaskini. Do dyspozycji mieliśmy koce oraz dużo jedzenia, a niedaleko płynął czysty strumyk. Żyć, nie umierać!
- Co my tu będziemy robić? - zapytałam
- Jak to co? - odparł Duncan - Myślałem, że to oczywiste.
Chłopcy spojrzeli po sobie, rozbawieni.